Match racerzy na Devoti D-One by Filip Pietrzak
W miniony weekend rywalizowaliśmy w Mistrzostwach Polski w Match Racingu. Regaty kończące żeglarskie zmagania VOLVO Gdynia Sailing Days zgromadziły na starcie zawodników nie tylko polskiej, ale i światowej czołówki. Nasz team najmłodszy z polskich ekip, zakończył mistrzostwa Polski na czwartym miejscu poprawiając znacznie wynik z roku poprzedniego (7 miejsce). Znaczyło to także że niedzielę, czyli dzień finałowy mieliśmy wolną od rywalizacji.
Brak niedzielnych startów nie oznaczał braku żeglowania. Ciągły głód żagli pomógł nam zaspokoić przedstawiciel D-One w Polsce – Michał Korneszczuk, udostępniając naszej załodze dwie łódki Devoti D-one. Taklowanie poszło sprawnie, nauka regulacji była jeszcze szybsza, ponieważ usytuowanie cunninghamu, obciągacza bomu i wózka grota jest nie tylko intuicyjne, ale także w zasięgu ręki. Wyprowadzone na obie burty pozwala trymować żagiel na każdym halsie w łatwy sposób. Minusem jest umiejscowienie knagi outhoalu na przedzie bomu, co uniemożliwia płynną regulację głębokości żagla podczas żeglugi.
Zejście na wodę okazało się stabilniejsze niż spodziewaliśmy. Pamiętając, że olimpijski skiff bez załogi nie jest w stanie stać w pionie, podobnych ekscesów spodziewaliśmy się po D-one. Pierwsze wejście na łódkę, trochę chwiejne, ale już po włożeniu płetw spokój i równowaga znaleziona. Przy wyjściu z portu przydaje się technika bujania z lasera, zwrot za zwrotem, dzięki czemu uczymy się jak stawiać nogi podczas manewrów. Miejsca pod bomem więcej niż na europie, więc się mieścimy, ale od czasu do czasu kapokiem się o bom zahacza.
Wychodzimy z portu, pierwszy szkwał, pierwsza fala, od razu balast i czuć, że D-one ma 11,5 m2 grota. Rusza. Na każdej fali ciągniemy łódkę na siebie, praca, balast, prędkość. Zwrot, zapomniałem o skrzydłach, lekko wbiłem się nimi w falę, prawie wywrotka, szybkie poluzowanie grota, sytuacja opanowana. Przy kolejnych zwrotach już lepiej, pamiętam o skrzydłach. Wpływam na górną boję, genaker i rura na jednym fale szybko wyjeżdżają, zbieram bras i… ślizg. Nie minęło więcej niż kilka uderzeń serca a ja już lecę, duża fala pomaga, ale 13m2 genakera robi swoje. Wygrywa frajda.
Obok nas wczorajsi rywale kończą regaty, Tarnacki pokonuje Nowozelandczyka Corbetta w finale, zostając po raz 4 z rzędu mistrzem Polski. My trenujemy kolejne manewry, śmieszna jest pierwsza próba okrążenia znaku. Znów skrzydła dają się we znaki, smukły dziób, sprawia że człowiek chce jak najbliżej się zawinąć wokół boi, a tu skrzydło i wisimy na bojce. No to kółeczko, genaker i znowu ślizg. Wejście na dolną boję już z rezerwacją miejsca dla skrzydła, teraz byle znowu być na górze i znowu odpalić genaksa. Różnica przyjemności pływania między kursami pełnymi, a ostrymi znaczna. Ostatni pełny do domu i na koniec mały minus, patent z mocowaniem grota na topie masztu, przy tak chybotliwej łódce – dość oryginalny. Dużo walki. Przepłukanie łódki słodką wodą, przesuszenie genakera, założenie pokrowca na łódkę i jedno pytanie: Kiedy możemy przyjść na kolejne testy?
Reasumując D-one jak na skiffa przystało to bardzo szybka, ślizgowa łódka. Zbudowana z użyciem najnowszych technologi i najlepszych materiałów, przynosi przede wszystkim wiele radości z pływania. Duża całkowita powierzchnia żagli pozwala nawet przy mniejszych wiatrach szybko ruszyć z miejsca, by po chwili rozwinąć duże prędkości.
To wszystko składa się na bardzo pozytywny obraz łódki, która jest przyszłościową klasą żeglarską, szczególnie w czasach gdy wszyscy łakniemy prędkości, emocji i nowinek technicznych.
Dziękujemy firmie Nautica Boats za udostępnienie jachtów do testów.
Franciszek Badowski
Filip Pietrzak
Filip Sailing & Mercedes Benz